Lumino Bootstrap 4.0 Columns

Lumino Bootstrap 4.0 Columns

K. D / REALIZACJE ZAGRANICZNE:

Image

Scarlet Theatre - The Royal Festival Hall
PRINCESS SHARON
na motywach "Iwony Księżniczki Burgunda" W. Gombrowicza

Reżyseria: Katarzyna Deszcz
Scenografia, kompozycja tekstu: Andrzej Sadowski
Muzyka: Nigel Piper
Reżyseria światła: Mark Dymock

Udział:
Myriam Acharki, Grainne Byrne, Amanda Hadingue, Jonathan Lermit, Sue Maund, Eric Mac Lennan, Carmelle McAree, Alan Riley, Darren Tunstall

Premiera: The Royal Festival Hall, Londyn'97, Anglia


“This is a spell-binding play, superbly performed...astoundingly original…the whole ensemble (nine actors in all) is perfect...This is a production I would enthusiastically recommend both to a child of 10 and the most sophisticated theatre goer. Amid all the smut and ego of the Edinburgh Fringe, this hardened critic hung on it like a wide-eyed innocent” The Financial Times

“this interpretation of Gombrowicz’s Princess Ivona is an all-out triumph. At last, a work to become truly passionate about. FIVE STARS” The Scotsman

“Scarlet Theatre’s exquisite Princess Sharon. CRITICS CHOICE The Observer

...director Katarzyna Deszcz's compacted text and movement is dazzling on the eye...  TIME OUT

Stark and incisive with an Eastern European flavour of absurdity. THE HERALD

Performed with winning charm and healthy irreverence. THE INDEPENDENT

Peppered with wit and staged with economical beauty and invention. THE GUARDIAN


Angielska Iwona nosi imię Sharon. Spektakl "Princess Sharon" w londyńskim Scarlet Theatre wyreżyserowała Katarzyna Deszcz, adaptował tekst Andrzej Sadowski. Po dwóch latach od premiery zyskaliśmy szansę obejrzenia tego widowiska w Polsce. I dobrze się stało. Powstały w 1981 r. Scarlet Theatre należy do czołowych niezależnych zespołów teatralnych w Wielkiej Brytanii. Jego przedstawienia wielokrotnie stawały się wydarzeniami sezonu i były nagradzane przez londyńskich krytyków. W Polsce zespół gościliśmy przed trzema laty, kiedy to przedstawił udane "Siostry" na motywach "Trzech sióstr" Czechowa, także w reżyserii Katarzyny Deszcz.

Forma, niezmiernie istotna w twórczości autora "Ferdydurke", w zaproponowanym przez Deszcz i Sadowskiego świeżym odczytaniu "Iwony" znakomicie współgra z tekstem. W "Princess Sharon" inscenizatorka nie szczędzi swoich ulubionych efektów: zrytmizowanych ruchów bohaterów, snopów światła wyłuskujących z mroku wybraną postać, gestów tak skonwencjonalizowanych, że ocierających się o karykaturę - co w przypadku tej akurat sztuki Gombrowicza bynajmniej nie razi. Przeciwnie, wyostrza jej wymowę.

Choreografia "Princess Sharon", jakkolwiek interesująca sama w sobie - co też zgodnie podkreślali angielscy krytycy w swoich recenzjach - wydobyła z utworu rzecz oczywistą, choć rzadko w równym stopniu eksponowaną na scenie. Bezbrzeżny dystans dzielący przedstawicieli szeroko pojętej władzy - tu uosabianej przez królewski dwór, komiczny w swych zrytualizowanych pozach - od spraw tego świata, w znakomitej większości reprezentowanych w końcu przez tzw. prostych ludzi.

Inscenizacja Katarzyny Deszcz pokazała także niemożność znalezienia wspólnego języka, tak potrzebnego w kontaktach obu stron. Rewelacyjna jest zwłaszcza scena, w której Iwona/Sharon (Sue Maund) nie chce ugiąć karku w obliczu pary królewskiej (Grainne Byrne i Jonathan Lermit).

Prosty gest dziewczyny nabiera cech nieomal heroicznych. Natomiast majestat władzy, próbujący przedstawicielkę społecznych nizin namówić do ukłonu, najzwyczajniej się ośmiesza. Iwona/Sharon, niewzruszenie opierająca się ceremoniałom establishmentu, staje się, niestety, wielce niebezpieczna dla dworu, co w sposób oczywisty przypieczętuje jej los. Jasny i konsekwentny sposób prowadzenia bohaterki czyni scenę jej odejścia szczególnie przejmującą.

Zwięzła adaptacja, oryginalne, acz nie kłócące się z duchem tekstu rozwiązania sceniczne i profesjonalna gra całego zespołu - w scenach zbiorowych poruszającego się wprost nieskazitelnie - stawiają "Princess Sharon" wśród najlepszych inscenizacji "Iwony" Gombrowicza ostatnich lat. Janusz R. Kowalczyk / Rzeczpospolita

NA KOLANA, FILIPIE!

To doprawdy przewrotny pomysł, zrealizować Iwonę, Księżniczkę Burgunda w kraju, gdzie istnieje dwór królewski o ścisłej etykiecie, a mieszkańcy wręcz oddychają konwencją. Przedstawienie zrealizował aby w Wielkiej Brytanii duet z krakowskiego Teatru Mandala: Katarzyna Deszcz  Andrzej Sadowski, We współpracy z londyńskim Scarlet Theatre.
Efektem ostatnich lat tej polsko-brytyskiej kooperacji był m.in. spekakl The Sisters („Trzy siostry” Czechowa w adaptacji Sadowskiego), oklaskiwany w Wielkiej Brytanii i w Polsce. Tym razem Katarzynie Deszcz zaproponowano realizację przedstawienia na jednej ze scen prestiżowego Royal Festival Hall w Londynie, będącego częścią olbrzymiego kompleksu koncertowo-teatralnego (z włączeniem brytyjskiego Teatru Narodowego).
Wieczorem na South Bank tłumy oblegają mocno oświetlone, olbrzymie reprezentatywne gmachy, którym formalnie nadano miano Royal (królewski). Trudno chyba sobie wymarzyć lepsze miejsce na premierę Ivony w Londynie.
Pierwsze wybuchy śmiechu pojawiają się w momencie, kiedy dwór królewski zaczyna równym, rytmicznym krokiem zbliżać się do brzegu sceny. Każde odchylenie głowy, nieznaczny ruch ręką, nagły skręt stopy układają się w  skomplikowane i  zabawne figury nieobliczalnego tanga. Łatwo wpadająca w ucho melodyjka (która istnieje w tym przedstawieniu prawie jak jingle) sprowadza mimowolny uśmiech. Dwór zamiera w zachwycie nad zachodem słońca. Rzeczywiście cudowny. Istotnie, Najjaśniejsza Pani. Istotnie…Istotnie. Zaledwie kilka tych słów i kroków daje nadspodziewaną kondensację Gombrowiczowskiej formy już na początku przedstawienia. Angielskie słowo indeed, jak i tradycyjnie powtarzana formułka isn’t it (nieprawdaż?) pokazują jak konwencje języka wrosły w mentalność Brytyjczyków, ich wypracowane modele grzeczności i skodyfikowane normy zachowania. Powstałe do tej pory tłumaczenia na angielski nie zadowoliłyby nawet najmniej wymagających czytelników Gombrowicza. Niewiele zostaje w nich z lingwistycznej zabawy z formą czy choćby żartów słownych, nie wspominając o filozoficznej konstrukcji ukrytej w samym języku. W swojej adaptacji Andrzej Sadowski ustanowił słowo tylko jednym z elementów wielkiego mechanizmu skonwencjonalizowanego schematu zachowań. Podporządkował tekst dramatu sytuacjom teatralnym. Stąd w Princess Sharon (taki tytuł ma angielska adaptacja Iwony) ważniejsze stało się całościowe oddanie kształtu Gombrowiczowskiej poetyki, przekazanie znaczeń poszczególnych scen niż purystyczna dokładność przekładu. W efekcie powstała hermetyczna całość, złożona z modeli zachowań, reakcji i sytuacji wkomponowanych w mobilną, funkcjonalną scenografię. Przesuwane ścianki umożliwiają szybkie zmiany układu przestrzeni, a jednocześnie same stają się częścią teatralnej metafory. Zdaje się, że te przeźroczyste parawany także oddychają dworską etykietą. Każdy tu śledzi każdego. Równie ważne staje się to, co ukryte jest w półcieniu, jak i to co znajduje swój kształt w pełnym świetle. Forma objawia się w rygorze ukłonów, kroków, póz, gestów, sposobie mówienia i zachowania. Ma swoje konfiguracje, powtórzenia i rytuały. Nadaje kształt i miejsce swoim elementom i ich układom, w zależności od wykonywanych funkcji. Etykieta wyznacza odpowiednie zasady zachowania, decyduje niemal o sposobie myślenia – narzuca model  i s t n i e n i a  na królewskim dworze. Ale też buduje swój ukryty drugi wymiar, zniekształcony przez nakazy, ograniczenia i przede wszystkim -ułomności ludzkiej natury. Kiedy więc po odejściu dworzan Filip zostaje sam ze swoim przyjacielem Cyprianem, ich szczeniackie przedrzeźnianie zmienia się w pokaz karykatur poszczególnych osób.

Reżyseria Katarzyny Deszcz nadaje klarowność całemu układowi – konsekwentnie, z wyczuciem tempa i rytmu scen, z wielką dbałością o właściwe rozłożenie napięć. W tak misternie zbudowany organizm dostaje się ziarenko, które fizycznie i mentalnie funkcjonuje obok całego układu. Iwona – Sharon postawiona jest  w o b e c  formy (nie w zderzeniu z nią lub przeciw niej) – bez żadnego odniesienia do sztucznego systemu. Nie poddaje się jej rytmowi ani fałszywej logice. Istnieje  p o z a  formą. Zrozumiały jest jej brak reakcji na przymuszanie do ukłonów. Nie widzi powodu, dla którego miałaby się schylać, nie zaistniała żadna naturalna potrzeba by to uczynić.
Dwór nie potrafi sobie poradzić z kimś kto znajduje się poza jego wypracowanymi normami. Problem jednak nie polega na inności Iwony, lecz na absolutnym braku komunikacji z nią w znanym kodzie, braku ‘wektora zwrotnego’ – odniesienia do ich systemu. Iwona nie chce nawet, by dostrzeżono jej inność, nie żąda ani zrozumienia ani aprobaty. W żaden sposób nie mieści się w tej strukturze.
Katarzyna Deszcz pokazuje, że osią konfliktu jest potrzeba (lub jej brak) akceptacji. Działanie Filipa ma wymiar bezsensownego buntu, od początku skazanego na niepowodzenie. Nawet jeśli pozornie uda mu się wyrwać ze znienawidzonego świata konwencji, nie ucieknie daleko. Cokolwiek zrobi w walce z formą - będzie posługiwał się jej narzędziami. Wciąż będzie istniał w ramach tego samego układu. Gdyby Filip nie pragnął uznania, podziwu dla swojego czynu i aprobaty otoczenia, Iwona-Sharon mogłaby stać się dla niego realną szansą ucieczki. Początkowo szczerze podejmuje wysiłek zaakceptowania jej sposobu istnienia. Pragnie ją poznać i zrozumieć, porusza się po jej ‘śladach’, w dokładnym tego słowa znaczeniu. W jednej ze scen, jego krok zrównuje się z rytmicznym krokiem Sharon bezwolnie spacerującej po pałacu. W tym bardzo sugestywnym obrazie widać jednocześnie, jakie zaburzenia powoduje sama obecność Sharon na dworze. Automatyzm jej ruchów został zestawiony z rozedrganym niepokojem gestów, spojrzeń i wyraźnym zdenerwowaniem schowanych w zakamarkach dam. Rozdrażnienie dworu sięga szaleństwa, nieopanowana chęć mordu wypełnia każdą cząsteczkę tego organizmu. Po mistrzowsku stopniowane napięcie, sprowadza sytuacje, które dzieją się na scenie niemal jednocześnie. Oddzieleni od siebie ściankami członkowie rodziny królewskiej w tym samym czasie poddają się wszystkim etapom dochodzenia do zbrodni: od ukrywania swoich słabości i win, poprzez uświadomienie sobie konieczności zlikwidowania tej, która to sprowokowała, aż po plany konkretnego działania. Poezje Małgorzaty nakładają się na zwierzenia Króla i Szambelana, współistnieją z wahaniami Filipa. Wzrastanie tempa scen w równoległych trzech ‘mansjonach’ znajduje swoją kulminację w momencie, gdy jak w mistrzowsko obliczonej farsie, przy wybuchach śmiechu rozbawionej publiczności, niedoszli mordercy wpadają na siebie, demaskując się nawzajem. Tu już spokojnie mogą zająć się przygotowaniami do wykwintnej, acz niebezpiecznej kolacji rybnej (forma morderstwa ‘z góry’ bardziej przystaje do dworskiego stylu).
Ten niespodziewany, a przecież zadziwiająco prosty zabieg połączenia kilku scen w przedstawieniu Deszcz i Sadowskiego stanowi przykład trafnego stosowania teatralnego skrótu, wpisuje się w logikę i formę całości spektaklu. Ukazuje zmysł konstruowania teatralnej metafory. To nawet więcej…’Myślenie Gombrowiczem’ łączy się z indywidualnym odczytaniem i umiejętnością wyrażenia ego we własnym konsekwentnie budowanym języku teatralnym.

Spektakl został bardzo dobrze przyjęty przez brytyjską publiczność. Nie oznacza to jednak najprostszego odbioru przedstawienia jako parodii dworu – choć Brytyjczycy budują dodatkowo własne konteksty i odniesienia do rodziny królewskiej. Można pokusić się o stwierdzenie, ze w tym spektaklu zrozumiały dla nich staje się Gombrowicz ze swoją demaskatorską filozofią formy.
Publiczność dobrze się bawi aż do momentu naturalistycznej śmierci Sharon. Na scenie dwór królewski do końca trzyma fason i nawet klęcząc przy trupie nie przestaje być zabawny.
A jednak śmiechy powoli milkną i cała uwaga skupiona jest na Filipie, który bardzo długo stoi w milczeniu. W końcu powoli, z jakimś dziwnym spokojem (pogodzeniem?), klęka.
Zanim zabrzmią końcowe oklaski, na widowni wyczuwalne jest wahanie, moment zawieszenia. Czy klęknięcie Filipa oznacza jego ostateczne podporządkowanie się Formie? Czy jest to konwencjonalny gest uszanowania, złożony wobec śmierci Sharon? A może właśnie została unicestwiona jego ostatnia szansa na wyzwolenie?

Małgorzata Szum, TEATR